wtorek, 24 grudnia 2013

Zmiana2

Leciał powoli... chyba wyczuł iż nie jestem najlepszym lotnikiem.
Spoglądał co chwila w dół, i mogła bym przysiądź, że na widok innych rówieśników chował się i leciał szybciej. Zaczynało mnie to denerwować. Znalazłam skalną półkę i wbrew tego iż leciał, ja stanęłam.
- Coś się stało? - zapytał zdziwiony.
- Czemu się chowasz?
- Bo... - zaciął się
- No mów... wiem dopiero mnie poznałeś. Jednak mi można ufać, na prawdę! Chociaż bym nie wiem co to było mi można powiedzieć wszystko, nie zadrwię, nie powiem nikomu, ani nic, zachowam to dla siebie- przekonywałam go - tylko powiedz, o co chodzi...
Angani podleciał i przysiadł się do mnie. Spoglądał chwilę w ziemię a potem spojrzał mi prosto w oczy.
- Nie jestem taki jak inni - powiedział w końcu - może tego nie widać, ale jestem inny, ale... tego też nikt nie widzi, i nawet nie o to chodzi...
- To o co?
- Kiedyś... znaczy... to było rok temu - zaczął - wtedy ja, Giza, Nyeupe, Mapya, Moto i Mlafi polecieliśmy na Górę Maufi aby sprawdzić swe zdolności... byłem wtedy kiepskim lotnikiem... i ogółem nie byłem najlepszy... nie chciałem wyjść na tchórza i poleciałem mimo iż ta góra nie jest najbezpieczniejszym miejscem... nie bez powodu nosi nazwę Maufi... czyli śmierć... ja... bałem się, ale tego nie pokazywałem - spojrzał mi w oczy dopiero wtedy dostrzegłam bliznę na oku - góry nie są puste... o nie... tam też są smoki. ale nie są takie jak my - spojrzał w ziemię - to był głupi pomysł, wtedy żaden z nas się do tego nie przyznał, ale... taka jest prawda, gdybym teraz któreś z nich spytał... potwierdził by to... ale nie wtedy. Chodziliśmy tam i powiedzieliśmy, że kto pierwszy pęknie ten jest cienias... ja oczywiście od razu chciałem powiedzieć, że nie chcę się w to bawić, ale... jakoś... nie powiedziałem tego... głupi byłem... chodząc po tych górach zbudziliśmy jednego z groźniejszych mieszkańców tych gór... zbudziliśmy Nguvu... nie był zadowolony naszą obecnością, nie wiadomo czemu, ale uwziął się na Gize i Nyeupe... bały się... oczywiście Mapya, Moto i Mlaf trzęśli "portkami" i nie chcieli nic zrobić... zrobiłem coś heroicznego - zaśmiał się, Dla czego on się śmieje? zapytałam siebie w myślach, Co się wtedy wydarzyło?. Na odpowiedź długo nie czekałam - wskoczyłem n przeciw... stałem oko w oko z Nguvu... jak widzisz, mam przez to bliznę, ale co się wydarzyło? Po prosu chciałem ich bronić, jednak... to nie było na serio... to był żart... wszystko było ukartowane... Nguvu i to, że się bali, ja zostałem ranny i ośmieszony... wszyscy się z tego śmieją aż do dziś... nie zapominają...
- Nie rozumiem... i z tego tak się śmieją? Bo chciałeś bronić przyjaciół?
- Nie... bo dałem się wkręcić, nie zauważyłem jak się śmieją, nie widziałem jak szepczą... głupi byłem, że nie patrzyłem dokładnie... pewnie teraz nadal bym się z nimi przyjaźnił... Giza... to jedyna która też o tym nie widziała... gdy się dowiedziała, nie chciała z siebie robić głupka i... też się śmiała... jednak... mam szczęście, że nadal mnie lubi, powiedziała, że gdyby był tam prawdziwy Nguvu i bym jej bronił... czuła by się jak księżniczka... - znowu się zaśmiał - pewnie masz mnie teraz za durnia..
- A żebyś wiedział - zrobiłam pauzę. Widać było, że jest zawiedziony, zaśmiałam się - a żebyś wiedział, że nie... myślę tak samo jak Giza... gdyby ktoś mnie bronił, nawet jakby to był żart... nie śmiała bym się z niego... nie rozumiem po co by to było, przecież to postawa godna rycerza.
- Serio tak myślisz?
- No pewnie! A czemu miała bym myśleć inaczej? Skoro Giza tak myśli bo nie wiedziała czemu miała by się z tego śmiać, to czemu ja jeszcze mniej świadoma miała bym nagle się z ciebie śmiać?
- W sumie... racja... ej... chciała byś ją poznać?
- No pewnie!
- Jej jaskinia jest tam - wskazał wyżłobienie na przeciwko a w nim była jakaś smoczyca - akurat patrzy na okolice, robi to często, zapewne już nas widziała.
Wzbił się lekko w powietrze. Starałam się zrobić tak samo jednak mi nie wyszło, jak zawsze...
Leciałam powoli za Anganim. Widać, że był szczęśliwy, że mógł się komuś wygadać i ten ktoś się z niego nie śmiał... zapewne cieszył się, że mnie poznał, ja również się cieszyłam. Nie czułam się już taka... samotna.
- Hejka Giza! - krzyknął do niej.
- Angani! Miło cię widzieć! Kim ona jest?
- To moja nowa przyjaciółka Msitu. Msitu Giza, Giza Msitu
Podałam niepewnie łapę do niej, ona natomiast serdecznie mnie przytuliła.
- Mówiłeś jej?
- Tak.
- I? - spojrzała na mnie
- I co?
- Dla ciebie to też jest bezsens?
- No... tak... nie rozumiem po co mieli by się z niego śmiać...
- Wreszcie ktoś myślący podobnie!


<C.D.N>
---------------------------------------------------------------------
Coś mi się wydaje, że ten rozdział "Zmiana" będzie najdłuższy! Już zakończyłam cześć druga i czeka mnie trzecia! Normalnie nie do pomyślenia.. ah.. i chciałam przeprosić wszystkich czytających za mą słabą aktywność, ale staram się pisać długie i rozbudowane opowiadania, mam nadzieję, że się wam podobają^^

sobota, 12 października 2013

Zmiana

Mam już 3 lata. Od czasu mojego pierwszego lotu ojciec ciągle usiłował mnie tylko i wyłącznie podszkolić, latałam coraz lepiej, dalej i w coraz to różnych sposobach, z ziemi z powietrza a nawet z różnych dziwnych pozycji... a dziś... czekało mnie najtrudniejsze wyzwanie... miałam wylecieć z wody... tym razem uczyła mnie mama bo ojciec nie był w tym, aż tak dobry jak ona... kazała mi wejść do wody... była lodowata... a po chwili uświadomiłam sobie, że nie umiem pływać, stanęłam na granicach gruntu i spojrzałam na odpływającą mamę.
- Mamo! - Odwróciła się i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Coś się stało?
- Przecież ja nie umiem pływać!
- Umiesz... to smoki mają we krwi.
- Tak jak latania?- zapytałam z wyrzutem
Mama podpłynęła do mnie i wzięła mnie na grzbiet... wciąż dziwiło mnie to, że jeszcze nie urosłam, od pierwszego lotu wciąż jestem takiej samej wielkości, smuciło mnie to... z zamyślenia wybudził mnie łagodny głos mamy- Posłuchaj Msitu... pływanie jest łatwiejsze niż latanie, zdziwiło mnie to, że tata nie nauczył cię najpierw pływać... w każdym, bądź razie pływanie to prosta sprawa spójrz - spojrzałam w wodę, jezioro które było za naszymi górami było bardzo czyste i było widać dno... a jak patrzyłam na to jak pływa mama zaskoczyło mnie to, że to są ciągłe powtarzające się ruchy- pływamy tylko tym sposobem inaczej się nie da, to nie tak jak latanie gdzie można startować z różnych pozycji, tu ma się jedną stałą pozycję, spróbuj, pamiętaj ja tu jestem i w razie czego pomogę ci- uśmiechnęła się do mnie.
- Okej, spróbuję.
Weszłam do wody i zaczęłam machać łapami tak jak mama, trochę się zanurzyłam po czym pływałam, razem z nią szczęśliwa zanurzyłam się i wynurzyłam, woda była wspaniała, niestety zimna.
- To kiedy zaczniemy naukę- zapytałam zniecierpliwiona.
- Teraz- uśmiechnęła się po czym mocnymi uderzeniami skrzydeł wyfrunęła z wody a na mnie spadła fala zimnej wody, która mnie podtopiła.
 Spojrzałam na nią czekała aż i ja wylecę, zaczęłam machać skrzydłami, jednak nie mogłam odlecieć... starałam się machać mocniej, ale to nic nie dało, ze smutkiem spojrzałam na skrzydła... nie były takie jak zwykle... były jakieś... dziwne... jakby zmokłe i nie zdolne do lotu.
- Nie mogę wylecieć- powiedziałam ze zmęczeniem, każda kolejna próba wylotu kończyła się fiaskiem.
Czułam się coraz bardziej zmęczona, nie miałam siły pływać... zaczęłam się topić... mama szybko zareagowała i mnie wyciągnęła... chyba poleciała ze mną do jaskini... nie wiem.. świat stał się taki... dziwny... wszystko było rozmyte... jak we mgle. Zasnęłam.
Obudziłam się w jaskini, mama leżała koło mnie, a ojciec patrzył na mnie tak jakbym zawiodła go na całej linii. Podniosłam głowę. Chwiejnym krokiem podeszłam do taty... odepchnął mnie... poczułam się... tak jakbym już nic dla niego nie znaczyła...
Nastał wieczór udałam, że śpię i usłyszałam kłótnię rodziców.
- Czemu ona jest inna?!
- Ty się mnie pytasz?  Przecież wiesz, że taka się urodziła!
- To twoja wina!
- Moja? Barafu czy ty coś insynuujesz!?
- Tak! To, że nie jest moją córką!
- Jak możesz... jak możesz tak mówić! Wynoś się!
- Co?! To moja jaskini i to wy macie się stąd wynieść!
- Moja mama miała rację... błędem było zakładać z tobą rodzinę!
Podeszła do mnie, obudziła mnie, udałam, że ledwie wstaję...
- Msitu... musimy iść...
- Co?- powiedziałam niby zaspanym głosem- po co?
- Po prostu musimy.
- Czemu?
- Powiem ci jak będziesz starsza... jak na razie... musimy iść
Posłusznie poszłam z mamą, ojciec na pożegnanie spojrzał na nas tak jakby miał nas zabić, odleciałyśmy... wciąż byłam słaba... nie mogłam latać daleko... mama to zauważyła i złapała mnie... leciałyśmy długo...
Doleciałyśmy do... a bo ja wiem co to było z miejsce... też były to góry... ładniejsze niż tamte... i... tam latały smoki...
- Mamo, mogę sama lecieć?
- Tak... oczywiście
Puściła mnie... wyprzedziłam ją trochę, chciałam kogoś poznać... mama nakazała mi lecieć w kierunku jaskini z której bije niebieskie światło... zgodnie z jej nakazaniem wleciałam tam... jak zawsze moje lądowanie wyglądało tak, że obiłam się o ścianę... wciąż musiałam to szkolić... tym razem przynajmniej nie walnęłam aż tak mocno jak kiedyś... rozejrzałam się... był tam pagórek, a na nim dwa starsze smoki... a przed nimi smok w moim wieku... trzy letni smok... uśmiechnęłam się... spojrzałam za siebie... właśnie wleciała moja mama.
- Widzisz te dwa smoki?
- Te na tym pagórku?
- Tak... wiesz kto to?
- Nie...
- To twoi dziadkowie
- Co?- zapytałam z niedowierzaniem... nigdy nie znałam swoich dziadków... trzy lata byłam tylko z rodziną... czyli mamą i tatą... i dopiero po trzech latach poznaję swoich dziadków...- czemu nie poznałam ich wcześniej?
- Bo twój ojciec nie pozwalał nam opuścić terenów jego jaskini. To miejsce... zwie się Ya Bluu Makali... wiedzą o nim tylko smoki... i mieszkają w nim tylko smoki... no i nasi mali przyjaciele Somarikanie- przerwała i rozejrzała się, po czym się uśmiechnęła- spójrz tam- wskazała półkę skalną w jaskini- to jest Nodogo.. mój Samarikanin.. twój tata kazał mi go tu zostawić... mam nadzieję, że mnie pamięta i cię polubi.
- Ja też.
Wtedy smok stojący przed moimi dziadkami ukłonił się i zaczął odchodzić, zatrzymał się przy mnie, uśmiechnął się i poszedł dalej, zdziwiło mnie to, ale wnikała nie będę o co mu chodziło.
Mama zaprowadziła mnie do dziadków, smoki rozpromieniły się na nasz widok.
- Maji! Co cię tu sprowadza? I co to a młoda dama?
- To Msitu, moja córka.
- Wnusiu!- krzyknęła smoczyca i mnie przytuliła.
- No to co was tu sprowadza?
- Widzisz tato... pogadajmy na osobności...
- Dobrze... Msitu idź, zapoznaj się z innymi młodymi smokami...- puściła mnie i popchnęła w stronę wyjścia.
Poszłam w kierunku wyjścia... stanęłam przy krawędzi i usłyszałam cichy krzyk, spojrzałam w dół i zobaczyłam smoka, który trzymał się skały.
- Cześć - powiedział z uśmiechem
- Hej... cały czas tu byłeś?- zapytałam... był to ten sam smok, który uśmiechnął się do mnie.
- Eh... może... Jestem Angani, a ty?- zapytał wspinając się i wchodząc do jaskini.
- Msitu, jestem Msitu
- Chcesz poznać terany?
- Tereny?
- Okolice doliny Ya Bluu Makali.
- No dobrze.
Smok wzbił się w powietrze... świetnie latał... zazdrościłam mu, poleciałam za nim...

<CDN...>
---------------------------------------------------------------------
Trochę mi się rozpisało.. a jest tego jeszcze więcej, więc postanowiłam podzielić to na dwie części.
Mam nadzieję, że podoba wam się ten kawałek historii^^

niedziela, 11 sierpnia 2013

Pierwszy lot

Mam rok. Ostatni czas był trochę zwariowany, mój tata jednak nie mógł się opanować i za wszelką cenę chciał mi wszystko opowiedzieć, a mam mnie ciągle broniła i starała ukryć przed tatą, to było zwariowane, na szczęście moja mama reagowała tak szybko, że nic nie usłyszałam, co za szczęście, jednak... i tak nic więcej się nie działo, tylko ciągłe chowanie się przed ojcem.
Teraz, cóż tata obudził mnie rano i powiedział, że... nauczy mnie latać! Szczerze... nie wiem co to latanie... ale brzmi super, gdy tata wrócił zjadałam tak dużo że brzuch mnie bolał... po krótkim odpoczynku, tata zabrał mnie przed wejście jaskini i pozwolił spojrzeć na dół, okazało się, że jest tam strasznie wysoko. Przełknęłam ślinę i odsunęłam się od krawędzi, a tata znowu mnie do niej przysunął, bałam się jeszcze bardziej niż wtedy kiedy opowiadał mi te straszne historie.
- Msitu...-spojrzał na mnie wzrokiem od którego nie da się uciec, usiadłam- latanie to nie jest łatwa sprawa, ponieważ nie jesteś już małą kuleczką tylko młodym smokiem- co prawda to prawda, nie byłam wielkości jego łapy tylko wielkość... no jego ramienia, okazuje się że strasznie szybko rosnę- musisz umieć latać, każdy szanowany smok to potrafi.
- Ale... ja się boje- powiedziałam trzęsącym się głosem.
- Bafaru, może jeszcze poczekamy... ona...
- Ona jest dość duża, poradzi sobie, ja w jej wieku umiałem latać i ona też będzie umiała!- ojciec znowu zwrócił się do mnie- Msitu, spójrz, widzisz to...- wskazał na coś błękitnego na górze - to jest niebo, coś niesamowitego, my latamy na niebie, ludzie tego nie umieją, ty jesteś smokiem i... powinnaś umieć latać... więc choć.
Co?! Krzyknęłam w myślach, Mam iść tam? Z nim? Ale.. ja nie umiem latać! pokręciłam głową.
- Tato ja nie umiem latać.
- Nauczę cię.
Złapał mnie, rozłożył delikatnie skrzydła i... i wyskoczył, spadaliśmy chwilę, bałam się, miałam zamknięte oczy i nagle... poczułam jakby... jakieś dziwne uczucie, coś nie do opisania, lekko otworzyłam oczy i... ujrzałam jak się lata.
- I co? tak strasznie?
- Nie, jest super!
- A teraz rozłóż skrzydła - posłusznie je rozłożyłam, gdy się im przyjrzałam, zauważyłam, że są inne, różniły się od skrzydeł mojego ojca, z zamyśleni wyrwał mnie jego głos- a teraz, leć - mówiąc to puścił mnie, najzwyczajniej w świecie mnie puści, spadałam z krzykiem.
- Jak on to zrobił?- pytałam siebie zapłakana- nie umiem, aaaaaa!
Spadałam i spadałam, w końcu... złapał mnie, wystraszona wbiłam się w jego łapę pazurami i trzymałam jak skały wtedy kiedy chciał mi znowu coś opowiedzieć. Zaczął obniżać lot, wylądował gdzieś... chyba w lesie. Postawił mnie przed sobą i spojrzał na mnie gniewnie.
- Co jest z tobą nie tak!?
 Zaczął chodzić w kółko i szeptać coś do siebie, nie usłyszałam ani jednego słowa, w końcu stanął i zwrócił się do mnie.
- Msitu, nie patrzyłaś jak ja leciałem?
- Ja... bałam się... miałam zamknięte oczy... ja...
- Dość! Tym razem patrz!
Ojciec wspiął się na jakiś głaz i zaczął wchodzić jeszcze wyżej i jeszcze wyżej i... zatrzymał się, spojrzał na mnie i rozłożył skrzydła i skoczył, spadał chwilę z pół rozłożonymi skrzydłami i w pewnym momencie je rozłożył, obserwowałam go, jedno machnięcie drugi...Więc to tak, pomyślałam. Zawrócił w moim kierunku i wylądował obok mnie.
- Patrzyłaś?
- Tak.
- Dobrze. - Znowu mnie złapał, ale tym razem wybił się z ziemi, odepchnął się nogami i odleciał, leciał coraz wyżej i wyżej, w końcu zawisł w powietrzu- Gotowa?- niepewnie kiwnęłam i znowu mnie puścił.
Zrobiłam to co on, miałam trochę rozłożone skrzydła i... rozprostowałam je i zaczęłam nimi niezgrabnie machać, po jakimś czasie nabrałam trochę wprawy i z wielkim trudem podfrunęłam do taty. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, zaczął lecieć w stronę jaskini, ja powoli i ciężko leciałam za nim. Wylądował w jaskini, a ja... cóż, wleciałam do niej i walnęłam o jedna ze ścian.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć, ale jak na pierwszy raz, jest ok.
Mama podeszła do mnie i mnie obejrzała, najwidoczniej martwiła się bo westchnęła po przeglądzie i mnie uścisnęła.
- Jestem z ciebie taka dumna. I jak było?
- Było... GENIALNIE! - krzyknęłam z entuzjazmem
- Za jakiś czas powtórzymy to - powiedział mój tata z lekkim uśmiechem.
Mój pierwszy lot był dość... przerażający, miałam nadzieję, że przy kolejnym nie będzie aż tak strasznie.

---------------------------------------------------------------------
I co myślicie? Mam nadzieję,m że się wam podobało i.. że nie jest to zbyt długie, zoriętowałam się, że się rozpisałam, dopiero gdy skończyłam :P Hm.. ktoś się oriętuje co będzie w następnym odcinku?^^ Chciała bym wiedzieć, czy macie taką wyobraźnię, żeby wyobrazić sobie co będzie dalej. Kto może się domyśla?

sobota, 10 sierpnia 2013

Pierwsza lekcja

Ojciec obudził mnie jeszcze przed wschodem słońca, wziął mnie przed wejście do jaskini i zaczął coś opowiadać. Nie słuchałam go i najwidoczniej to zauważył.
- Msitu, czy ty słuchasz co ja do ciebie mówię?
- Co?
- Eh... Tak jak wspominałem, na świecie nie jest nas dużo, zaledwie garstka, świat jest niebezpieczny Msitu i musisz o tym pamiętać, nie chcę by ci się coś stało. Było nas więcej, jednak przez ludzi...
- Kogo? Kim są ludzi?
- To ci co mieszkają tam- wskazał na polanę pełną domków - są to dwu nogie istoty, nic nie potrafią, ale tylko na pierwszy rzut oka.
- Jak to? - to zaczęło mnie interesować Jak coś może nic nie umieć, ale tylko z widoku? I co to w ogóle oznacza? pomyślałam
- Oznacza to, że jak spojrzysz na nich to zobaczysz jedynie coś co chodzi na dwóch nogach i siedzi ciągle na jakimś dziwnym czymś... ale... gdy trzeba nas zabić... oni wtedy mają na sobie coś jak nasze łuski i ostre jak brzytwa miecze.
- Miecze? Co to?
- Jest to coś podobnego do naszych pazurów jednak to nie jest ich część ciała tylko coś odrębnego, trzymają to w ręce... to jest bardzo ostre, to potrafi się przebić przez nasze łuski... jednak nie mają nic więcej i są słabi.
Ojciec opowiadał mi jak to się stało, że wiele smoków jest w różnych miejscach i dlaczego musimy się ukrywać. Wszystkie te historie... wiele z nich było o tym jak ci ludzie wybijali nasz gatunek. Bałam się. Czekałam tylko aż mama wstanie i zakończy się ta krwawa opowieść. Jednak coś do mnie przemawia, te opowieść powiedziały mi, że lepiej się słuchać ojca i nie wychodzić z jaskini bez powodu.
Robiło się coraz jaśniej, co chwila odwracałam się by sprawdzić czy moja mama wstaje i w setnym spojrzeniu wstała, byłam uradowana i przy okazji uratowana. Mama podeszła do nas i gdy usłyszała co mój tata mi opowiada, od razu mnie zabrała.
- Barafu! To... czemu jej to opowiadasz?
- Powinna wiedzieć co i jak.
- Ale nie w tym wieku ona ma tylko miesiąc!
- To kiedy?!
- Później! Jak na razie powinna... powinna...
- Powinna co?
- Nie wiem... ale wiem, że jeszcze jest za młoda. Proszę poczekaj trochę...
- Dobrze... poczekam - powiedziała z wyraźnym oburzeniem.
Nie wiedziałam co to było, mama mi powiedziała, że nic się nie dzieje i w ogóle, ale nie wiedziałam o co chodzi, wiedziałam jedno, to o czym mi mówił ojciec było okropne, jednak ta lekcja dała mi do myślenia, wiedziałam, że nigdy w życiu nie chciała bym spotkać ludzi.

---------------------------------------------------------------------
Co myślicie o tym? mam nadzieję, że jak piszę w tej osobie to jest ok^^
Aha.. mam taki mały problem.. to.. chodzi.. kurde jak to powiedzieć... cóż, problem polega na tym, że nie wiem w jakim wieku ma być Msitu w następnym opowiadaniu, bo ogółem do czasu gdy będzie miała rok nic więcej się nie będzie działo.. więc czy następny post ma mieć tytuł "Pierwszy lot"?

piątek, 9 sierpnia 2013

Na świecie

Nie wiem co się działo tego dnia, w końcu byłam jajkiem, ale rodzice wielo krotnie mi to opowiadali.
Był to słoneczny poranek, mój ojciec jak zawsze wyruszył na polowanie, a moja mama została ze mną i pilnowała temperatury ognia w którym było moje jajko. Z niecierpliwością czekała na moje przybycie na świat, mi się kojarzy, że jak byłam w jajku to w pewnym momencie poczułam, że.. no cóż wtedy zaczęłam się wykluwać, moja mama zgasiła ogień, a ja wyszłam z jajka, mała biała kropeczka, to byłam ja, mama  przyjrzała mi się i stwierdziła, że coś jest nie tak. W tym momencie do jaskini wleciał mój ojciec z jakąś owcą, odłożył ją i podszedł podekscytowany do nas, spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- Czemu ona ma pióra?
- Nie wiem... taka się wykluła.
Mój ojciec przyjrzał mi się jeszcze bardziej, westchnął i powiedział:
- Być może wdała się w moją matkę, w każdym bądź razie ważne, że jest.
- Tak... hm.. to kto wymyśla dla niej imię?
- Nie wiem, ale jak dla mnie pasowało by do niej Msitu.
- Msitu?
- Tak ,ładnie brzmi i pasuje do niej, nie prawda?
- Tak, to prawda, wreszcie czuję, że jestem w komplecie.
- Ja również - zaśmiał się cicho.
Ja w tym czasie postanowiłam zwiedzić jaskinię, chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia, spojrzałam w dół, ojciec to zobaczył i zawrócił.
- Msitu, jesteś jeszcze za młoda, tam jest zbyt niebezpiecznie...
- Barafu, spokojnie, Msitu, tata ma racje, ale nie martw się jak będziesz miała rok nauczymy cię latać i zobaczysz to co tam jest.
- Lecz pamiętaj, że nie będziesz mogła tam często przebywać.
Nie zbytnio rozumiałam co mają na myśli, jednak wiedziałam, że jeśli tam wyjdę będzie źle, jeśli tu zostanę będzie dobrze, moja rozumowanie wtedy było bardzo proste, jak u każdego młodego smoka, mama mi powiedziała, że jak będę umiała już latać spotkam innych, ale muszę poczekać i wiele się nauczyć.

---------------------------------------------------------------------
-Co o tym myślicie? Mam dalej pisać w pierwszej osobie, czy przerzucić się na trzecią osobę?
Proszę o komcie^^ bo chcę wiedzieć, czy jest ok i chcę usłyszeć odpowiedź na moje pytanie.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Witam

Witajcie jestem Msitu i opowiem wam swoją historię, na wstępie pragnę powiedzieć, że miło będzie jeśli będziecie mnie czytać i komentować, jak widać są tylko dwie zakładki, ale potem będzie ich więcej, tak jak bohaterów, bohaterowie będą dodawani wraz z wzrostem postów, które będę wstawiała.
Hm.. jeśli chcesz się ze mną skontaktować pisz do:
Gmail - Klim.Fluttershy@gmail.com
Howrse - Fluttershy's
Życzę miłej lektury i mam nadzieję, że wam się spodoba^^
Pozdro dla czytelników^^