Pozderko od Msitu!
piątek, 31 stycznia 2014
Uwaga
Jutro wyjeżdżam... a to oznacza, że nie będę pisała... będzie to trwało do 09.02... po czym oczywiście już też nie będę pisała dzień po dniu.. ale co drugi dzień powinno coś się pojawić ^^ mam nadzieję, że nie będziecie za mocno za mną tęsknić :P
Magharibi
Leciałam ze spuszczoną głową. W pewnym momencie poczułam, że wpadłam na jednego z moich przyjaciół... taką przynajmniej miałam nadzieję... kiedy udało mi się złapać równowagę ujrzałam Moto. Na pysku malował mu się uśmiech.
- Czego chcesz? - warknęłam na niego.
- Co ty taka oschła? - spojrzał na mnie mrużąc jedno oko - Coś się stało? Odpowiedź Maarifa była niezadowalająca? - uśmiechnął się szyderczo, zaskoczył mnie, poczułam jak przebiega po mnie zimy dreszcz - HII NI? Coś nie tak? - zapytał z sztuczną troską
- Kutomba mbali Moto! Kutomba mbali! - warknęłam, moje nerwy puściły, nie miałam ochoty się dłużej z nim użerać. Ominęłam go i dołączyłam do reszty.
Czekali na mnie kawałek dalej, gdy zobaczyli moją frustrację o nic nie pytali, jednak widać było, że mieli ochotę o tym pogadać, jakoś mnie uspokoić. Odetchnęłam głęboko. Nerwy powoli odpuszczały...
- Mam już go po dziurki w nosie. Niech się kutumba...
- Kto? Moto? - Zaczęła Giza - On się nie kutumba... nie ma mowy... przypadłaś mu do gustu...
- Ale on mi nie! - przerwałam jej.
- Widać - stwierdził ponuro Angani - ale on jest uparty.
Nastała cisza. Spojrzałam na słońce... powoli zachodziło... poczułam ukłucie żalu... nie chciałam aby ten dzień się kończył... spodobało mi się nowe życie...
Angani zaczął kierować się w głąb gór. Krajobraz zaczął zmieniać się z polan i łąk, na góry i pagóry. Wszędzie gdzie się nie spojrzało były smoki. Każdy spoglądał na mnie z uśmiechem. Niektórzy mówili do mnie "Dzień dobry", rówieśnicy krzyczeli "Cześć". Czułam się nieswojo.
Przed nami pojawiła się wielka biała góra z trzema jaskiniami, dwie obok siebie, jedna z dala od innych. Jedna była pusta, a dwie pozostałe miały dwóch białych lokatorów. Ta która była obok drugiej jaskini, była zamieszkana przez moją matkę. W jaskini na dole, trudno było określić kto jest, nie rozpoznawałam smoka, możliwe że go nie znałam. Giza stanęła.
- Ja już będę wracała - uśmiechnęła się do mnie - Do zobaczenia jutro.. a ty - spojrzała na Angani'ego - pamiętaj, że mama nie jest zbytnio zadowolona z tego, że latamy po porze Magharibi...
- Magharibi? - zadziwiłam się.
- Magharibi oznacza, zachód - wyjaśnił Angani - wiem - skierował słowa do Gizy - Będę za jakiś czas... chyba... w razie czego wież co powiedzieć...
- Nie zawsze będę cię kryła - odparła marszcząc nos po czym odleciała.
Angani odprowadził mnie do jaskini mamy. Po czym pożegnał się ze mną...
- Czego chcesz? - warknęłam na niego.
- Co ty taka oschła? - spojrzał na mnie mrużąc jedno oko - Coś się stało? Odpowiedź Maarifa była niezadowalająca? - uśmiechnął się szyderczo, zaskoczył mnie, poczułam jak przebiega po mnie zimy dreszcz - HII NI? Coś nie tak? - zapytał z sztuczną troską
- Kutomba mbali Moto! Kutomba mbali! - warknęłam, moje nerwy puściły, nie miałam ochoty się dłużej z nim użerać. Ominęłam go i dołączyłam do reszty.
Czekali na mnie kawałek dalej, gdy zobaczyli moją frustrację o nic nie pytali, jednak widać było, że mieli ochotę o tym pogadać, jakoś mnie uspokoić. Odetchnęłam głęboko. Nerwy powoli odpuszczały...
- Mam już go po dziurki w nosie. Niech się kutumba...
- Kto? Moto? - Zaczęła Giza - On się nie kutumba... nie ma mowy... przypadłaś mu do gustu...
- Ale on mi nie! - przerwałam jej.
- Widać - stwierdził ponuro Angani - ale on jest uparty.
Nastała cisza. Spojrzałam na słońce... powoli zachodziło... poczułam ukłucie żalu... nie chciałam aby ten dzień się kończył... spodobało mi się nowe życie...
Angani zaczął kierować się w głąb gór. Krajobraz zaczął zmieniać się z polan i łąk, na góry i pagóry. Wszędzie gdzie się nie spojrzało były smoki. Każdy spoglądał na mnie z uśmiechem. Niektórzy mówili do mnie "Dzień dobry", rówieśnicy krzyczeli "Cześć". Czułam się nieswojo.
Przed nami pojawiła się wielka biała góra z trzema jaskiniami, dwie obok siebie, jedna z dala od innych. Jedna była pusta, a dwie pozostałe miały dwóch białych lokatorów. Ta która była obok drugiej jaskini, była zamieszkana przez moją matkę. W jaskini na dole, trudno było określić kto jest, nie rozpoznawałam smoka, możliwe że go nie znałam. Giza stanęła.
- Ja już będę wracała - uśmiechnęła się do mnie - Do zobaczenia jutro.. a ty - spojrzała na Angani'ego - pamiętaj, że mama nie jest zbytnio zadowolona z tego, że latamy po porze Magharibi...
- Magharibi? - zadziwiłam się.
- Magharibi oznacza, zachód - wyjaśnił Angani - wiem - skierował słowa do Gizy - Będę za jakiś czas... chyba... w razie czego wież co powiedzieć...
- Nie zawsze będę cię kryła - odparła marszcząc nos po czym odleciała.
Angani odprowadził mnie do jaskini mamy. Po czym pożegnał się ze mną...
czwartek, 30 stycznia 2014
Prawda
Zaczęliśmy wychodzić z jaskini. Znowu przeciskałam się przez ciasny otwór. Ucieszył mnie widok mgły i ciemnych gór. Wzięłam głęboki oddech. Spojrzałam na skrzydła, nadal były suche... Szkoda, że zaraz zmokną pomyślałem. Angani ruszył się niespokojnie, jego spojrzenie było wbite w górę na przeciwko. Spojrzałam tam, szybko rozpoznałam białą masywną sylwetkę.
- Moto - szepnęłam.
- Czego on chce? - odparł ostrym tonem.
- Chce Ciebie - rzuciła lekko Giza.Spojrzałam na nią zaskoczona. Mnie? pomyślałam przerażona Mnie? Ta myśl nie dawała mi spokoju, odbijała się echem. Poczułam jak przebiega po mnie lekki dreszcz.
- Mnie? - zapytałam drżącym głosem.
- Przypadłaś mu do gustu... - odparła ponuro - teraz nie odpuści...
- Chodźmy - wtrącił Angani.
W jego głosie dostrzegłam coś czego przedtem nie słyszałam, Zazdrosny? Czy on jest zazdrosny... przemknęło mi przez myśl. Spojrzałam na niego, jego wzrok był wciąż utkwiony w białą sylwetkę na skale.
Usłyszałam jak Giza wzbija się w powietrze. Gdy na nią spojrzałam na jej pysku widać było, iż czeka na nas. Była zniecierpliwiona, chyba chciała mieć to wszystko z głowy. Szturchnęłam Angani'ego, spojrzał na mnie miło, uśmiechnął się. Wzbiłam się w powietrze. Wciąż zadziwiał mnie fakt, że dopiero teraz, gdy nie ma przy mnie ojca, coś mi wychodzi. Gdy skrzydła znowu zaczęły mi ciążyć, czułam że nie dam rady. Wtedy zeszliśmy niżej, tam gdzie nie było mgły. Odetchnęłam z ulgą, nie chciałam aby Angani znowu mi pomagał.
Lecieliśmy w milczeniu. Ciągle czułam, że jestem obserwowana. Spojrzałam w końcu za siebie, dostrzegłam, że daleko za nami leci Moto. Co za uparty smok! warknęłam w myślach. Wyrównałam lot do Angani'ego.
- Zgadnij co - mruknęłam.
- Znowu on...
- Mówiłam, że nie odpuści... - odparła lekko Giza.
- Zawsze taki był ? - zapytałam zirytowana.
- Nie... ale już chyba się nie zmieni... - warknął Angani.
Wtedy przed nami pojawiła się moja mama, wyglądała na lekko podminowaną. Bałam się tego co powie. Wtedy zobaczyłam, że się uśmiecha i miło spogląda na Gizę i Angani'ego.
- Gdzie byliście?
- My...
- Byliśmy na górach Amani. - przerwał mi Angani.
- Jak zawsze miło się oglądało te Maua, są to moje ukochane kwiaty - uśmiechnęła się szeroko Giza.
- To dobrze - uśmiechnęła się - Msitu, wieczorem Giza i Angani odprowadzą cię do mnie, prawda? - spojrzała na nich
- Oczywiście, wieczorem, przed zachodem, czy może po zachodzie słońca? - zapytał z uśmiechem Angani.
- Wolała bym, abyś ją przyprowadził przed zachodem... ale... - mama puściła do mnie oczko - to pierwszy dzień, więc niech będzie po zachodzie. - uśmiechnęła się po czym zaczęła kierować się na wschód.
- No to mamy czas do po zachodzie słońca. - zaśmiał się.
Kiedy mama była już dość daleko spojrzałam pytająco na Angani'ego i Gizę.
- Góry Amani? Maua? - zapytałam.
- Nie ważne, jutro ci pokażę. - uśmiechnęła się Giza - Teraz musimy pogadać z Ya Juu.
- Z kim?
- Z twoimi dziadkami - uśmiechnął się Angani - są tu przywódcami, to ich góry.
- Łoł... czemu wszystkiego dowiaduję się ostatnia?
Angani pokręcił głową i skierował się do jaskini z której biło niebieskie światło. Razem z Gizą poleciałyśmy za nim. Znowu znalazłam się w wszechstronnej, niebieskiej jaskini. Spojrzałam na pagórek na środku. Stała na nim jedynie moja babcia, która od razu rozpromieniła się na mój widok.
- Co was tu sprowadza? - zapytała.
- Odpowiedź góry Maarifa.
- Co robiliście na górze Maarifa? - usłyszałam donośny głos za sobą. - Nie wolno tam wchodzić młodym smokom. - przeszedł powoli koło nas i zajął miejsce koło Buluu.
- Przepraszam Ya Juu - odparła ze skruchą Giza. - ale odpowiedź jest bardzo ciekawa.
- Słuchamy więc, jaka jest odpowiedź?
- Góra powiedziała, że jestem HII NI - odparłam cicho.
Spojrzałam na nich. Zauważyłam, że patrzą na mnie z niedowierzaniem. Co oznacza, że jestem TĄ? Czy to ma jakieś większe znaczenie? Moi dziadkowie wymienili między sobą spojrzenia i kiwnęli zgodnie.
- Msitu... jesteś HII NI, a to oznacza, że jesteś wybrana...
- A za tym idzie, że masz wielką moc... - dokończyła Buluu.
- Przepowiednie powie ci Maji, wystarczy, że jej powiesz.
- Ale... - chciałam się zapytać... chciałam się dowiedzieć, co oznacza to, że jestem TĄ.
- Bez żadnych ale - zagrzmiał głos mojego dziadka... od razu zamilkłam.
Razem z resztą ruszyliśmy do wyjścia, bez pytań, bez pożegnania... bez słowa... po prostu wyszliśmy...
- Moto - szepnęłam.
- Czego on chce? - odparł ostrym tonem.
- Chce Ciebie - rzuciła lekko Giza.Spojrzałam na nią zaskoczona. Mnie? pomyślałam przerażona Mnie? Ta myśl nie dawała mi spokoju, odbijała się echem. Poczułam jak przebiega po mnie lekki dreszcz.
- Mnie? - zapytałam drżącym głosem.
- Przypadłaś mu do gustu... - odparła ponuro - teraz nie odpuści...
- Chodźmy - wtrącił Angani.
W jego głosie dostrzegłam coś czego przedtem nie słyszałam, Zazdrosny? Czy on jest zazdrosny... przemknęło mi przez myśl. Spojrzałam na niego, jego wzrok był wciąż utkwiony w białą sylwetkę na skale.
Usłyszałam jak Giza wzbija się w powietrze. Gdy na nią spojrzałam na jej pysku widać było, iż czeka na nas. Była zniecierpliwiona, chyba chciała mieć to wszystko z głowy. Szturchnęłam Angani'ego, spojrzał na mnie miło, uśmiechnął się. Wzbiłam się w powietrze. Wciąż zadziwiał mnie fakt, że dopiero teraz, gdy nie ma przy mnie ojca, coś mi wychodzi. Gdy skrzydła znowu zaczęły mi ciążyć, czułam że nie dam rady. Wtedy zeszliśmy niżej, tam gdzie nie było mgły. Odetchnęłam z ulgą, nie chciałam aby Angani znowu mi pomagał.
Lecieliśmy w milczeniu. Ciągle czułam, że jestem obserwowana. Spojrzałam w końcu za siebie, dostrzegłam, że daleko za nami leci Moto. Co za uparty smok! warknęłam w myślach. Wyrównałam lot do Angani'ego.
- Zgadnij co - mruknęłam.
- Znowu on...
- Mówiłam, że nie odpuści... - odparła lekko Giza.
- Zawsze taki był ? - zapytałam zirytowana.
- Nie... ale już chyba się nie zmieni... - warknął Angani.
Wtedy przed nami pojawiła się moja mama, wyglądała na lekko podminowaną. Bałam się tego co powie. Wtedy zobaczyłam, że się uśmiecha i miło spogląda na Gizę i Angani'ego.
- Gdzie byliście?
- My...
- Byliśmy na górach Amani. - przerwał mi Angani.
- Jak zawsze miło się oglądało te Maua, są to moje ukochane kwiaty - uśmiechnęła się szeroko Giza.
- To dobrze - uśmiechnęła się - Msitu, wieczorem Giza i Angani odprowadzą cię do mnie, prawda? - spojrzała na nich
- Oczywiście, wieczorem, przed zachodem, czy może po zachodzie słońca? - zapytał z uśmiechem Angani.
- Wolała bym, abyś ją przyprowadził przed zachodem... ale... - mama puściła do mnie oczko - to pierwszy dzień, więc niech będzie po zachodzie. - uśmiechnęła się po czym zaczęła kierować się na wschód.
- No to mamy czas do po zachodzie słońca. - zaśmiał się.
Kiedy mama była już dość daleko spojrzałam pytająco na Angani'ego i Gizę.
- Góry Amani? Maua? - zapytałam.
- Nie ważne, jutro ci pokażę. - uśmiechnęła się Giza - Teraz musimy pogadać z Ya Juu.
- Z kim?
- Z twoimi dziadkami - uśmiechnął się Angani - są tu przywódcami, to ich góry.
- Łoł... czemu wszystkiego dowiaduję się ostatnia?
Angani pokręcił głową i skierował się do jaskini z której biło niebieskie światło. Razem z Gizą poleciałyśmy za nim. Znowu znalazłam się w wszechstronnej, niebieskiej jaskini. Spojrzałam na pagórek na środku. Stała na nim jedynie moja babcia, która od razu rozpromieniła się na mój widok.
- Co was tu sprowadza? - zapytała.
- Odpowiedź góry Maarifa.
- Co robiliście na górze Maarifa? - usłyszałam donośny głos za sobą. - Nie wolno tam wchodzić młodym smokom. - przeszedł powoli koło nas i zajął miejsce koło Buluu.
- Przepraszam Ya Juu - odparła ze skruchą Giza. - ale odpowiedź jest bardzo ciekawa.
- Słuchamy więc, jaka jest odpowiedź?
- Góra powiedziała, że jestem HII NI - odparłam cicho.
Spojrzałam na nich. Zauważyłam, że patrzą na mnie z niedowierzaniem. Co oznacza, że jestem TĄ? Czy to ma jakieś większe znaczenie? Moi dziadkowie wymienili między sobą spojrzenia i kiwnęli zgodnie.
- Msitu... jesteś HII NI, a to oznacza, że jesteś wybrana...
- A za tym idzie, że masz wielką moc... - dokończyła Buluu.
- Przepowiednie powie ci Maji, wystarczy, że jej powiesz.
- Ale... - chciałam się zapytać... chciałam się dowiedzieć, co oznacza to, że jestem TĄ.
- Bez żadnych ale - zagrzmiał głos mojego dziadka... od razu zamilkłam.
Razem z resztą ruszyliśmy do wyjścia, bez pytań, bez pożegnania... bez słowa... po prostu wyszliśmy...
środa, 29 stycznia 2014
Jaskinia Swaila
I cała podróż na marne! pomyślałam przeklinając swoje skrzydła Dlaczego mam pióra!? Nie mogę mieć zwykłych skrzydeł? pomyślałam i z wyrzutem spojrzałam na swoje skrzydła.
- Mogę ci pomóc - wyrwał mnie z zamyśleń Angani.
- Jak? - zapytała zdziwiona Giza - Przecież tylko ona tam może być.
- Nie prawda... jeśli nie będę o niczym myślał będę mógł tam być z nią. - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem - Mogę? - zapytał dla pewności.
- Przydało by się aby ktoś mnie podtrzymywał. - przyznałam z lekką niechęcią.
- Jestem od niego silniejsza... on cię nie utrzyma. - uśmiechnęła się żartobliwie do smoka.
- Ale ja jestem lekka... i to bardzo... Angani da radę mnie utrzymać... jestem pewna.
Podszedł do mnie i gestem nakazał abym szła przed nim.
Wzbiłam się w powietrze... ledwie to zrobiłam a poczułam jak siły mnie opuszczają, Angani szybko mnie złapał, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Faktycznie jesteś lekka... lżejsza niż półtoraroczne smoczątko...
- Dzięki - odparłam ironicznie.
Gdy byliśmy w centrum poczułam powiew chłodnego powietrza. Zadrżałam, Angani zaśmiał się lekko.
Poczułam mrowienie... nagle wszystko ucichło... spojrzałam na Angani'ego, miał zamknięte oczy. Poczułam lęk... nie wiedziałam co mam teraz zrobić... wtedy przypomniało mi się, że Giza mówiła, że mam zapytać o to w myślach... przypomniałam sobie moje pytanie Napenda kujua nani mimi lile joka? po czym czekałam na odpowiedź która nadeszła szybko Wewe ni joka wa kweli, uaminifu joka, yule joka nzuri. Aina yako ni ile haiko... si yanajulikana kwetu. Wewe HII NI... wanachaguliwa... o dziwo wiedziałam o czym mówi... Jestem TĄ? Czyli jaką? głos nie odpowiedział... milczał... minęła chwila po czym znowu usłyszałam donośny głos Kwa malipo kwa ajili majibu yako, kuwapa kalamu mtu... Pióro? pomyślałam No dobrze... Unaweza kumchukua mmoja kalamu yangu poczułam kujący ból na lewym skrzydle. Spojrzałam na nie, nic nie było, jednak gdy spojrzałam w dół zobaczyłam pióro... jedno białe pióro spadające w dół. Nagle zawiał wiatr... pióro zniknęło. Spojrzałam na Angani'ego, spoglądał w to samo miejsce w którym jeszcze przed chwilą było pióro.
- Możesz mnie puścić? - zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie i kiwnął twierdząco. Skrzydła nie były już takie ciężkie, a lot znowu był wyrównany i taki jaki być powinien. Polecieliśmy na półkę skalną na której stała Giza.
- I jak? Już wież? Czego zażądał? Masz mi wszystko opowiedzieć! - uśmiechnęła się.
- Powiedział, że jestem smokiem szczerości... smokiem dobra... że jestem TĄ... nie wiem kim... tego mi nie powiedział... - przerwałam.
- TĄ? - zapytał zaskoczony Angani - Powiedział, że jesteś TĄ? - spojrzał na Gizę, miała ten sam zaskoczony wyraz pyska...
- Na pewno powiedział TĄ?
- Tak... jestem tego pewna?
- Musimy iść do Buluu i Mtukufu. - zarządził Angani.
- Dlaczego?
- Dowiesz się...
Nie wiedziałam o co im chodzi, zagadką zrobiło się dla mnie to co już nie było aż tak zagmatwane...
---------------------------------------------------------------------
No to jutro napiszę kolejny rozdział ^^ Mam nadzieję, że wam się podoba... dodałam nieco akcji... że tak powiem ^^
Spojrzał na mnie i kiwnął twierdząco. Skrzydła nie były już takie ciężkie, a lot znowu był wyrównany i taki jaki być powinien. Polecieliśmy na półkę skalną na której stała Giza.
- I jak? Już wież? Czego zażądał? Masz mi wszystko opowiedzieć! - uśmiechnęła się.
- Powiedział, że jestem smokiem szczerości... smokiem dobra... że jestem TĄ... nie wiem kim... tego mi nie powiedział... - przerwałam.
- TĄ? - zapytał zaskoczony Angani - Powiedział, że jesteś TĄ? - spojrzał na Gizę, miała ten sam zaskoczony wyraz pyska...
- Na pewno powiedział TĄ?
- Tak... jestem tego pewna?
- Musimy iść do Buluu i Mtukufu. - zarządził Angani.
- Dlaczego?
- Dowiesz się...
Nie wiedziałam o co im chodzi, zagadką zrobiło się dla mnie to co już nie było aż tak zagmatwane...
---------------------------------------------------------------------
No to jutro napiszę kolejny rozdział ^^ Mam nadzieję, że wam się podoba... dodałam nieco akcji... że tak powiem ^^
Góra Maarifa
Spojrzałam jeszcze na smoka, którego wypchnęła Giza. Duży, biały smok o czarnych znaczeniach. Uśmiechnął się do mnie na pożegnanie po czym wrogo spojrzał na Gizę i odleciał.
- Co za natręt - wymamrotała. - Często tu wpada... niestety... - skrzywiła się.
- Jeśli chcemy zdążyć na górę Maarifa przed zmrokiem powinniśmy wyruszyć... teraz. - Angani położył duży nacisk na słowo "teraz", w głosie usłyszałam niechęć.
- Jeśli nie chcesz nie musimy iść. - odezwałam się dość cicho - To przecież nie jest takie ważne.
- To tak się wydaje... - odparł i podszedł do mnie - Na prawdę nie zastanawiałaś się, kim jesteś?
- Nie ważne... - wtrąciła się Giza - już postanowiliśmy, idziemy na te przeklęte góry i tyle. Koniec kropka.
Wszyscy ruszyliśmy niechętnie do wyjścia. Giza wyleciała pierwsza. Świetnie jej to wyszło, zazdrościłam im tego, że potrafią latać tak dobrze... wyleciałam i ku memu zdziwieniu nie wyszło to tak źle, udało mi się spokojnie i delikatnie wzbić w powietrze... jakby w ogóle nie był to problem... czułam się lekka, nie leciałam tak niezgrabnie. Moje tępo lotu było takie samo jak u Gizy i Angani'ego. Angani spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to jest, że za nim polecieliśmy do Gizy, latałaś gorzej niż półtora roczny smok, a teraz latasz jakbyś miała około 30 lat? - przystanął i spojrzał na mnie.
- Kiedy ja nie wiem jak to jest... samo tak wyszło... - uśmiechnęłam się - Według mnie to dobrze.. wreszcie nie wyglądam na niedouka. - zaśmiałam się lekko.
- W sumie to dobrze, że nie lata jak wcześniej... - stwierdziła Giza - Nie będzie opóźniać lotu. - zaśmiałam się żartobliwie.
- Bardzo śmieszne. - zaśmiałam się.
Wznowiliśmy lot. Okazało się, że lecimy ku dość sporej górze, było w okół niej wiele chmur, ale nie było tam ani jednego smoka. Spojrzałam w dół, zobaczyłam białą plamę pod nami. Przez zamglone oczy udało mi się rozpoznać ową plamę. Czy ten durny smok nie może sobie darować? pomyślałam.
- Mamy kogoś na ogonie... - powiedziałam po jakimś czasie.
- Co? Kogo? - odwrócił się Angani.
- Spójrzcie w dół. - wskazałam białą plamę - Leci za nami od jakiegoś czasu.
- Kto to? - zapytała Giza wytężając wzrok.
- Ten sam smok, który na mnie wpadł. - odparłam zgryźliwie.
- Moto? On w tych górach minuty nie wytrzyma. - zaśmiał się Angani.
- Nie zapominaj, że to było rok temu.
- Racja...
- Nie zwracajmy na niego uwagi... mamy swoje sprawy - poleciałam na przód.
Szybko mnie dogonili. Lecieliśmy w milczeniu. W końcu udało nam się dolecieć do skalnej półki na której się zatrzymaliśmy. Ucieszył mnie fakt, że nie walnęłam o skałę tylko spokojnie wylądowałam.
Rozejrzałam się po górze. Przeraził mnie fakt iż jest ona dość mroczna i bardzo ruchliwa. Wystarczyło tylko mocniej uderzyć, a półka na której staliśmy zarwała by się pod nami Nie podoba mi się tu stwierdziłam.
Giza rozejrzała się po okolicy, jakby czegoś szukała. Jej spojrzenie stanęło gdzieś, uśmiechnęła się.
- Jest... - powiedziała głucho.
- Co jest? - zapytałam zaciekawiona.
- Jaskinia Swali - odparł Angani.
- Jakbyś jeszcze nie wiedział, nawet nie mam pojęcia po jakim wy w ogóle czasem do mnie gadacie... - odparłam naburmuszona.
- Nie znasz smoczego języka? - zdziwiła się Giza Chyba głupio zabrzmiałam... smoczy język? Czemu nigdy mnie go nie uczono? pomyślałam.
- Nie... - przyznałam niechętnie.
- Eh... Swaila oznacza pytanie... - wytłumaczył Angani. - Jaskinia pytań... tam zadajemy pytania... - zamyślił się na chwile - Mamy mały problem.
- Jaki? - Znowu coś nie tak? pomyślałam.
- Skoro nie znasz Smoczego Języka, jak zadasz pytanie? - spojrzał na mnie pytająco.
- O matko... czyli przylecieliśmy tu na marne? - zapytała zirytowana Giza.
- Nie koniecznie...
- A masz jakiś pomysł? - zaciekawiłam się.
- Nauczymy cię tego co masz powiedzieć. - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- To dobry pomysł - uśmiechnęła się Giza.
- Masz pomysł jak byś chciała zapytać? - zapytał nagle Angani.
Jak bym chciała zapytać? Nie myślałam nad tym... i co teraz? spanikowałam... zaczęłam szybko myśleć jak bym zapytała i wtedy nie wiem skąd wyrwało mi się kilka słów.
- Napenda kujua nani mimi lile joka...
- No i co gadasz, że nie znasz smoczego? - zapytał z uśmiechem Angani.
- Ale ja nie wiem skąd mi się to wzięło...
- Nie wież? A wież co powiedziałaś?
- Chyba powiedziałam, że chciałabym wiedzieć jakim jestem smokiem - zamyśliłam się. - Choć... nie do końca jestem pewna...
- Właśnie to powiedziałaś... nie ważne skąd ci się to wzięło... ważne, że jest. - uśmiechnął się Angani. Widać, że i Gizę cieszy fakt, że nie muszą mi wtykać czegoś do łba. - Idziemy.
Wzbił się w powietrze, za nim Giza i na koniec ja. Lot był ciężki, mgła była jak woda tylko, że w parze... powoli osadzała się na moich skrzydłach dając uczucie ciężkości i zmęczenia. Ucieszyłam się gdy wreszcie stanęłam w jaskini. Westchnęłam w ulgą i ze smutkiem spojrzałam na swoje opierzone skrzydła, były wilgotne i ciężkie. Nie znosiłam tego uczucia.
- Musimy iść dalej - oznajmiła Giza - Do centrum jaskini.
Ruszyliśmy niską jaskinią, wydawało mi się, że co chwila staje się mniejsza.
Gdy wreszcie dotarliśmy do ogromnego wyżłobienia zobaczyłam, że nie widzę dna ani góry. Było w sumie pusto, ciemno i wilgotno.
- I co teraz? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Musisz wlecieć na środek i zapytać... w myślach - Giza spojrzała na mnie - Potem dostaniesz odpowiedź...
- Ale ja... - spojrzałam na swoje skrzydła - nie dam rady...
- Czemu? - zdziwił się Angani.
- Bo mam pióra... wilgoć działa na mnie tak jak woda... stają się ciężkie i nie zdolne do lotu...
---------------------------------------------------------------------
Koniec ^^ Miało być wczoraj... ale zasnęłam przed laptopem :P no cóż... dziś jest i będzie jeszcze jeden rozdział ^^ Wreszcie mam wenę xD
- Co za natręt - wymamrotała. - Często tu wpada... niestety... - skrzywiła się.
- Jeśli chcemy zdążyć na górę Maarifa przed zmrokiem powinniśmy wyruszyć... teraz. - Angani położył duży nacisk na słowo "teraz", w głosie usłyszałam niechęć.
- Jeśli nie chcesz nie musimy iść. - odezwałam się dość cicho - To przecież nie jest takie ważne.
- To tak się wydaje... - odparł i podszedł do mnie - Na prawdę nie zastanawiałaś się, kim jesteś?
- Nie ważne... - wtrąciła się Giza - już postanowiliśmy, idziemy na te przeklęte góry i tyle. Koniec kropka.
Wszyscy ruszyliśmy niechętnie do wyjścia. Giza wyleciała pierwsza. Świetnie jej to wyszło, zazdrościłam im tego, że potrafią latać tak dobrze... wyleciałam i ku memu zdziwieniu nie wyszło to tak źle, udało mi się spokojnie i delikatnie wzbić w powietrze... jakby w ogóle nie był to problem... czułam się lekka, nie leciałam tak niezgrabnie. Moje tępo lotu było takie samo jak u Gizy i Angani'ego. Angani spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to jest, że za nim polecieliśmy do Gizy, latałaś gorzej niż półtora roczny smok, a teraz latasz jakbyś miała około 30 lat? - przystanął i spojrzał na mnie.
- Kiedy ja nie wiem jak to jest... samo tak wyszło... - uśmiechnęłam się - Według mnie to dobrze.. wreszcie nie wyglądam na niedouka. - zaśmiałam się lekko.
- W sumie to dobrze, że nie lata jak wcześniej... - stwierdziła Giza - Nie będzie opóźniać lotu. - zaśmiałam się żartobliwie.
- Bardzo śmieszne. - zaśmiałam się.
Wznowiliśmy lot. Okazało się, że lecimy ku dość sporej górze, było w okół niej wiele chmur, ale nie było tam ani jednego smoka. Spojrzałam w dół, zobaczyłam białą plamę pod nami. Przez zamglone oczy udało mi się rozpoznać ową plamę. Czy ten durny smok nie może sobie darować? pomyślałam.
- Mamy kogoś na ogonie... - powiedziałam po jakimś czasie.
- Co? Kogo? - odwrócił się Angani.
- Spójrzcie w dół. - wskazałam białą plamę - Leci za nami od jakiegoś czasu.
- Kto to? - zapytała Giza wytężając wzrok.
- Ten sam smok, który na mnie wpadł. - odparłam zgryźliwie.
- Moto? On w tych górach minuty nie wytrzyma. - zaśmiał się Angani.
- Nie zapominaj, że to było rok temu.
- Racja...
- Nie zwracajmy na niego uwagi... mamy swoje sprawy - poleciałam na przód.
Szybko mnie dogonili. Lecieliśmy w milczeniu. W końcu udało nam się dolecieć do skalnej półki na której się zatrzymaliśmy. Ucieszył mnie fakt, że nie walnęłam o skałę tylko spokojnie wylądowałam.
Rozejrzałam się po górze. Przeraził mnie fakt iż jest ona dość mroczna i bardzo ruchliwa. Wystarczyło tylko mocniej uderzyć, a półka na której staliśmy zarwała by się pod nami Nie podoba mi się tu stwierdziłam.
Giza rozejrzała się po okolicy, jakby czegoś szukała. Jej spojrzenie stanęło gdzieś, uśmiechnęła się.
- Jest... - powiedziała głucho.
- Co jest? - zapytałam zaciekawiona.
- Jaskinia Swali - odparł Angani.
- Jakbyś jeszcze nie wiedział, nawet nie mam pojęcia po jakim wy w ogóle czasem do mnie gadacie... - odparłam naburmuszona.
- Nie znasz smoczego języka? - zdziwiła się Giza Chyba głupio zabrzmiałam... smoczy język? Czemu nigdy mnie go nie uczono? pomyślałam.
- Nie... - przyznałam niechętnie.
- Eh... Swaila oznacza pytanie... - wytłumaczył Angani. - Jaskinia pytań... tam zadajemy pytania... - zamyślił się na chwile - Mamy mały problem.
- Jaki? - Znowu coś nie tak? pomyślałam.
- Skoro nie znasz Smoczego Języka, jak zadasz pytanie? - spojrzał na mnie pytająco.
- O matko... czyli przylecieliśmy tu na marne? - zapytała zirytowana Giza.
- Nie koniecznie...
- A masz jakiś pomysł? - zaciekawiłam się.
- Nauczymy cię tego co masz powiedzieć. - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- To dobry pomysł - uśmiechnęła się Giza.
- Masz pomysł jak byś chciała zapytać? - zapytał nagle Angani.
Jak bym chciała zapytać? Nie myślałam nad tym... i co teraz? spanikowałam... zaczęłam szybko myśleć jak bym zapytała i wtedy nie wiem skąd wyrwało mi się kilka słów.
- Napenda kujua nani mimi lile joka...
- No i co gadasz, że nie znasz smoczego? - zapytał z uśmiechem Angani.
- Ale ja nie wiem skąd mi się to wzięło...
- Nie wież? A wież co powiedziałaś?
- Chyba powiedziałam, że chciałabym wiedzieć jakim jestem smokiem - zamyśliłam się. - Choć... nie do końca jestem pewna...
- Właśnie to powiedziałaś... nie ważne skąd ci się to wzięło... ważne, że jest. - uśmiechnął się Angani. Widać, że i Gizę cieszy fakt, że nie muszą mi wtykać czegoś do łba. - Idziemy.
Wzbił się w powietrze, za nim Giza i na koniec ja. Lot był ciężki, mgła była jak woda tylko, że w parze... powoli osadzała się na moich skrzydłach dając uczucie ciężkości i zmęczenia. Ucieszyłam się gdy wreszcie stanęłam w jaskini. Westchnęłam w ulgą i ze smutkiem spojrzałam na swoje opierzone skrzydła, były wilgotne i ciężkie. Nie znosiłam tego uczucia.
- Musimy iść dalej - oznajmiła Giza - Do centrum jaskini.
Ruszyliśmy niską jaskinią, wydawało mi się, że co chwila staje się mniejsza.
Gdy wreszcie dotarliśmy do ogromnego wyżłobienia zobaczyłam, że nie widzę dna ani góry. Było w sumie pusto, ciemno i wilgotno.
- I co teraz? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Musisz wlecieć na środek i zapytać... w myślach - Giza spojrzała na mnie - Potem dostaniesz odpowiedź...
- Ale ja... - spojrzałam na swoje skrzydła - nie dam rady...
- Czemu? - zdziwił się Angani.
- Bo mam pióra... wilgoć działa na mnie tak jak woda... stają się ciężkie i nie zdolne do lotu...
---------------------------------------------------------------------
Koniec ^^ Miało być wczoraj... ale zasnęłam przed laptopem :P no cóż... dziś jest i będzie jeszcze jeden rozdział ^^ Wreszcie mam wenę xD
poniedziałek, 27 stycznia 2014
Zmiana3
Giza ponownie mnie przytuliła a Angani spojrzał na mnie przyjaźnie.
- Myślę, że się zaprzyjaźnimy - odparła puszczając mnie
- Tak? - uśmiechnęłam się słabo - Miło - dopiero gdy mnie puściła poczułam, że mogę normalnie oddychać - Masz niezły uścisk.
- Oj... przepraszam... czasem zapominam, że jestem Smokiem Pomiotu.
- Smokiem co? - zdziwiłam się, Czyli smoki są w pewien sposób pogrupowane, czy jak?, zapytałam siebie.
- Smokiem Pomiotu. Smokiem silnym i na ogół bez względnym... ale ja mam uczucie - wypięła się dumnie - jestem inna. - uśmiechnęłam się
- No właśnie, Msitu, jakim ty jesteś smokiem... nigdy takiego nie widziałem - przyjrzał się mi.
Poczułam się głupio... Niby co ja mam im powiedzieć? Nie wiem jakim jestem smokiem... nie wiedziałam, że to ma pewien podział... pomyślałem lekko zrozpaczona. Szukałam jakiegoś określenia na swój rodzaj, ale nie wiedziałam jak to nazwać... nic nie potrafiłam powiedzieć... poddałam się i postanowiłam wyznać prawdę... tę gorzką prawdę, że w sumie nic o sobie nie wiem...
- Ale ja... - przycięłam się i spojrzałam w ziemię- nie wiem kim jestem...
- Nie rozumiem... - usłyszałam zdziwiony głos Angani'ego.
Zbliżył się do mnie i podniósł pysk na wysokość swojego, spojrzał mi w oczy.
- Nie wież kim jesteś? - zapytał - Musisz raczej coś o sobie wiedzieć
- Wiem tylko tyle, że kiepski ze mnie lotnik... ojciec się mnie wyparł i mam pióra... co ze mnie za smok?- zapytałam z łzami w oczach.
- Wiem! - krzyknęła nagle Giza
- Co wiesz? -zaciekawił się Angani
- Wiem, gdzie możemy się tego dowiedzieć.
- Gdzie? - teraz i ja ożyłam
- Na górze Maarifa- uśmiechnęła się
- Masz na myśli tę starą górę? Tę górę? - zapytał oszołomiony Angani
- A coś jest nie tak z tą górą? - zaciekawiłam się
- Nic - przymknął oczy i spojrzał na ziemię- oprócz tego, że trudno się tam dostać i za odpowiedź trzeba coś oddać... często prosi o życie...
- Dlaczego o życie? - zapytałam lekko wystraszona
- Bo dzięki niemu góra dalej istnieje - wyznała ponuro Giza - ale nie prosi o to młode smoki, takie jak my... nas raczej poprosi o coś błachego...
- Giza... to się wydaje błache... ale na przykład jak poprosi aby jedno z nas oddało jej wzrok? Co powiesz? Ja i tak nie mam całego wzroku...
- Mój jest przyćmiony - powiedziałam chicho...
Przyznałam się do mojej skazy dopiero teraz. Nie widziałam nigdy dokładnych zarysów Może to dla tego kiepsko latam? dopiero teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać.
- Dobra... może to nie błache... ale może nie będzie tak źle? Może nie poprosi o nic takiego... zawsze warto spróbować... - przekonywała go... wiedziałam, że Angani nie będzie chciał tam pójść.
- Dobrze - powiedział w końcu z lekko zdenerwowaną miną Dobrze? pomyślałam Dobrze? On chyba zwariował! już miałam zaprotestować kiedy nagle poczułam, że coś się na mnie rzuca.
Upadłam na ziemię i poczułam, że na plecach ktoś stoi. Odwróciłam głowę i ujrzałam jakiegoś smoka, chciałam go zrzucić, ale był zbyt ciężki i silny.
- Złaź ze mnie! - zapiszczałam
Wtedy zobaczyłam jedynie jak Angani się rzuca na smoka i powala go.
- Zawsze taki sam. - odezwał się z przekąsem i zaśmiał lekko zrzucając go z siebie. Podszedł do mnie - Cześć piękne - uśmiechnął się szeroko - jestem Moto.
- A ja wściekła! - warknęłam na niego Co za bezczelny typ!
- Czemu? - zdziwił się
- Wpadłeś na mnie! W sumie właściwszym określenie było by... rzuciłeś się na mnie!
- Moto, zostaw ją w spokoju - zobaczyłam, jak Angani podchodzi i staje między mną a Moto
- Bo co mi zrobisz - zaśmiał się i zaczął go okrążać, ale Angani nie pozwalał mu się do mnie zbliżyć - Znowu próbujesz zgrywać bohatera? - zaśmiał się
- Nie próbuje go zgrywać - wyszłam na przeciw i odwróciłam się do zdziwionego smoka - dam sobie radę - zapewniłam go szeptem i uśmiechnęłam się szybko, po czym odwróciłam głowę do Moto - Nie musi
- To po co to robi? - zadrwił i spojrzał z ukosa na Angani'ego
- Bo taki jest i koniec, a ty nie powinieneś się czepiać! - warknęłam na niego
- Dobra... nie ważne... - spojrzał na mnie - Jak ci na imię?
- Msitu... - odparłam ponuro
- Okej... - przerwała Giza... - Ty Moto idź, my musimy się czymś zająć - zaczęła wypychać go z jaskini, szło jej to tak łatwo, że można by pomyśleć iż smok nic nie waży - my musimy iść, prawda Msitu?
Kiwnęłam twierdząco, a Giza się uśmiechnęła.
---------------------------------------------------------------------
Wreszcie! Skończyłam pisanie rozdziału Zmiana xD Tera będzie kolejny rozdział.. napiszę go jutro.. obiecuję!
- Myślę, że się zaprzyjaźnimy - odparła puszczając mnie
- Tak? - uśmiechnęłam się słabo - Miło - dopiero gdy mnie puściła poczułam, że mogę normalnie oddychać - Masz niezły uścisk.
- Oj... przepraszam... czasem zapominam, że jestem Smokiem Pomiotu.
- Smokiem co? - zdziwiłam się, Czyli smoki są w pewien sposób pogrupowane, czy jak?, zapytałam siebie.
- Smokiem Pomiotu. Smokiem silnym i na ogół bez względnym... ale ja mam uczucie - wypięła się dumnie - jestem inna. - uśmiechnęłam się
- No właśnie, Msitu, jakim ty jesteś smokiem... nigdy takiego nie widziałem - przyjrzał się mi.
Poczułam się głupio... Niby co ja mam im powiedzieć? Nie wiem jakim jestem smokiem... nie wiedziałam, że to ma pewien podział... pomyślałem lekko zrozpaczona. Szukałam jakiegoś określenia na swój rodzaj, ale nie wiedziałam jak to nazwać... nic nie potrafiłam powiedzieć... poddałam się i postanowiłam wyznać prawdę... tę gorzką prawdę, że w sumie nic o sobie nie wiem...
- Ale ja... - przycięłam się i spojrzałam w ziemię- nie wiem kim jestem...
- Nie rozumiem... - usłyszałam zdziwiony głos Angani'ego.
Zbliżył się do mnie i podniósł pysk na wysokość swojego, spojrzał mi w oczy.
- Nie wież kim jesteś? - zapytał - Musisz raczej coś o sobie wiedzieć
- Wiem tylko tyle, że kiepski ze mnie lotnik... ojciec się mnie wyparł i mam pióra... co ze mnie za smok?- zapytałam z łzami w oczach.
- Wiem! - krzyknęła nagle Giza
- Co wiesz? -zaciekawił się Angani
- Wiem, gdzie możemy się tego dowiedzieć.
- Gdzie? - teraz i ja ożyłam
- Na górze Maarifa- uśmiechnęła się
- Masz na myśli tę starą górę? Tę górę? - zapytał oszołomiony Angani
- A coś jest nie tak z tą górą? - zaciekawiłam się
- Nic - przymknął oczy i spojrzał na ziemię- oprócz tego, że trudno się tam dostać i za odpowiedź trzeba coś oddać... często prosi o życie...
- Dlaczego o życie? - zapytałam lekko wystraszona
- Bo dzięki niemu góra dalej istnieje - wyznała ponuro Giza - ale nie prosi o to młode smoki, takie jak my... nas raczej poprosi o coś błachego...
- Giza... to się wydaje błache... ale na przykład jak poprosi aby jedno z nas oddało jej wzrok? Co powiesz? Ja i tak nie mam całego wzroku...
- Mój jest przyćmiony - powiedziałam chicho...
Przyznałam się do mojej skazy dopiero teraz. Nie widziałam nigdy dokładnych zarysów Może to dla tego kiepsko latam? dopiero teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać.
- Dobra... może to nie błache... ale może nie będzie tak źle? Może nie poprosi o nic takiego... zawsze warto spróbować... - przekonywała go... wiedziałam, że Angani nie będzie chciał tam pójść.
- Dobrze - powiedział w końcu z lekko zdenerwowaną miną Dobrze? pomyślałam Dobrze? On chyba zwariował! już miałam zaprotestować kiedy nagle poczułam, że coś się na mnie rzuca.
Upadłam na ziemię i poczułam, że na plecach ktoś stoi. Odwróciłam głowę i ujrzałam jakiegoś smoka, chciałam go zrzucić, ale był zbyt ciężki i silny.
- Złaź ze mnie! - zapiszczałam
Wtedy zobaczyłam jedynie jak Angani się rzuca na smoka i powala go.
- Zawsze taki sam. - odezwał się z przekąsem i zaśmiał lekko zrzucając go z siebie. Podszedł do mnie - Cześć piękne - uśmiechnął się szeroko - jestem Moto.
- A ja wściekła! - warknęłam na niego Co za bezczelny typ!
- Czemu? - zdziwił się
- Wpadłeś na mnie! W sumie właściwszym określenie było by... rzuciłeś się na mnie!
- Moto, zostaw ją w spokoju - zobaczyłam, jak Angani podchodzi i staje między mną a Moto
- Bo co mi zrobisz - zaśmiał się i zaczął go okrążać, ale Angani nie pozwalał mu się do mnie zbliżyć - Znowu próbujesz zgrywać bohatera? - zaśmiał się
- Nie próbuje go zgrywać - wyszłam na przeciw i odwróciłam się do zdziwionego smoka - dam sobie radę - zapewniłam go szeptem i uśmiechnęłam się szybko, po czym odwróciłam głowę do Moto - Nie musi
- To po co to robi? - zadrwił i spojrzał z ukosa na Angani'ego
- Bo taki jest i koniec, a ty nie powinieneś się czepiać! - warknęłam na niego
- Dobra... nie ważne... - spojrzał na mnie - Jak ci na imię?
- Msitu... - odparłam ponuro
- Okej... - przerwała Giza... - Ty Moto idź, my musimy się czymś zająć - zaczęła wypychać go z jaskini, szło jej to tak łatwo, że można by pomyśleć iż smok nic nie waży - my musimy iść, prawda Msitu?
Kiwnęłam twierdząco, a Giza się uśmiechnęła.
---------------------------------------------------------------------
Wreszcie! Skończyłam pisanie rozdziału Zmiana xD Tera będzie kolejny rozdział.. napiszę go jutro.. obiecuję!
Subskrybuj:
Posty (Atom)