środa, 29 stycznia 2014

Góra Maarifa

Spojrzałam jeszcze na smoka, którego wypchnęła Giza. Duży, biały smok o czarnych znaczeniach. Uśmiechnął się do mnie na pożegnanie po czym wrogo spojrzał na Gizę i odleciał.
- Co za natręt - wymamrotała. - Często tu wpada... niestety... - skrzywiła się.
- Jeśli chcemy zdążyć na górę Maarifa przed zmrokiem powinniśmy wyruszyć... teraz. - Angani położył duży nacisk na słowo "teraz", w głosie usłyszałam niechęć.
- Jeśli nie chcesz nie musimy iść. - odezwałam się dość cicho - To przecież nie jest takie ważne.
- To tak się wydaje... - odparł i podszedł do mnie - Na prawdę nie zastanawiałaś się, kim jesteś?
- Nie ważne... - wtrąciła się Giza - już postanowiliśmy, idziemy na te przeklęte góry i tyle. Koniec kropka.
Wszyscy ruszyliśmy niechętnie do wyjścia. Giza wyleciała pierwsza. Świetnie jej to wyszło, zazdrościłam im tego, że potrafią latać tak dobrze... wyleciałam i ku memu zdziwieniu nie wyszło to tak źle, udało mi się spokojnie i delikatnie wzbić w powietrze... jakby w ogóle nie był to problem... czułam się lekka, nie leciałam tak niezgrabnie. Moje tępo lotu było takie samo jak u Gizy i Angani'ego. Angani spojrzał na mnie zdziwiony.
- Jak to jest, że za nim polecieliśmy do Gizy, latałaś gorzej niż półtora roczny smok, a teraz latasz jakbyś miała około 30 lat? - przystanął i spojrzał na mnie.
- Kiedy ja nie wiem jak to jest... samo tak wyszło... - uśmiechnęłam się - Według mnie to dobrze.. wreszcie nie wyglądam na niedouka. - zaśmiałam się lekko.
- W sumie to dobrze, że nie lata jak wcześniej... - stwierdziła Giza - Nie będzie opóźniać lotu. - zaśmiałam się żartobliwie.
- Bardzo śmieszne. - zaśmiałam się.
Wznowiliśmy lot. Okazało się, że lecimy ku dość sporej górze, było w okół niej wiele chmur, ale nie było tam ani jednego smoka. Spojrzałam w dół, zobaczyłam białą plamę pod nami. Przez zamglone oczy udało mi się rozpoznać ową plamę. Czy ten durny smok nie może sobie darować? pomyślałam.
- Mamy kogoś na ogonie... - powiedziałam po jakimś czasie.
- Co? Kogo? - odwrócił się Angani.
- Spójrzcie w dół. - wskazałam białą plamę - Leci za nami od jakiegoś czasu.
- Kto to? - zapytała Giza wytężając wzrok.
- Ten sam smok, który na mnie wpadł. - odparłam zgryźliwie.
- Moto? On w tych górach minuty nie wytrzyma. - zaśmiał się Angani.
- Nie zapominaj, że to było rok temu.
- Racja...
- Nie zwracajmy na niego uwagi... mamy swoje sprawy - poleciałam na przód.
Szybko mnie dogonili. Lecieliśmy w milczeniu. W końcu udało nam się dolecieć do skalnej półki na której się zatrzymaliśmy. Ucieszył mnie fakt, że nie walnęłam o skałę tylko spokojnie wylądowałam.
Rozejrzałam się po górze. Przeraził mnie fakt iż jest ona dość mroczna i bardzo ruchliwa. Wystarczyło tylko mocniej uderzyć, a półka na której staliśmy zarwała by się pod nami Nie podoba mi się tu stwierdziłam.
 Giza rozejrzała się po okolicy, jakby czegoś szukała. Jej spojrzenie stanęło gdzieś, uśmiechnęła się.
- Jest... - powiedziała głucho.
- Co jest? - zapytałam zaciekawiona.
- Jaskinia Swali - odparł Angani.
- Jakbyś jeszcze nie wiedział, nawet nie mam pojęcia po jakim wy w ogóle czasem do mnie gadacie... - odparłam naburmuszona.
- Nie znasz smoczego języka? - zdziwiła się Giza Chyba głupio zabrzmiałam... smoczy język? Czemu nigdy mnie go nie uczono? pomyślałam.
- Nie... - przyznałam niechętnie.
- Eh... Swaila oznacza pytanie...  - wytłumaczył Angani. - Jaskinia pytań... tam zadajemy pytania... - zamyślił się na chwile - Mamy mały problem.
- Jaki? - Znowu coś nie tak? pomyślałam.
- Skoro nie znasz Smoczego Języka, jak zadasz pytanie? - spojrzał na mnie pytająco.
- O matko... czyli przylecieliśmy tu na marne? - zapytała zirytowana Giza.
- Nie koniecznie...
- A masz jakiś pomysł? - zaciekawiłam się.
- Nauczymy cię tego co masz powiedzieć. - uśmiechnął się do mnie szeroko.
- To dobry pomysł - uśmiechnęła się Giza.
- Masz pomysł jak byś chciała zapytać? - zapytał nagle Angani.
Jak bym chciała zapytać? Nie myślałam nad tym... i co teraz? spanikowałam... zaczęłam szybko myśleć jak bym zapytała i wtedy nie wiem skąd wyrwało mi się kilka słów.
- Napenda kujua nani mimi lile joka...
- No i co gadasz, że nie znasz smoczego? - zapytał z uśmiechem Angani.
- Ale ja nie wiem skąd mi się to wzięło...
- Nie wież? A wież co powiedziałaś?
- Chyba powiedziałam, że chciałabym wiedzieć jakim jestem smokiem - zamyśliłam się. - Choć... nie do końca jestem pewna...
- Właśnie to powiedziałaś... nie ważne skąd  ci się to wzięło... ważne, że jest. - uśmiechnął się Angani. Widać, że i Gizę cieszy fakt, że nie muszą mi wtykać czegoś do łba. - Idziemy.
Wzbił się w powietrze, za nim Giza i na koniec ja. Lot był ciężki, mgła była jak woda tylko, że w parze... powoli osadzała się na moich skrzydłach dając uczucie ciężkości i zmęczenia. Ucieszyłam się gdy wreszcie stanęłam w jaskini. Westchnęłam w ulgą i ze smutkiem spojrzałam na swoje opierzone skrzydła, były wilgotne i ciężkie. Nie znosiłam tego uczucia.
- Musimy iść dalej - oznajmiła Giza - Do centrum jaskini.
Ruszyliśmy niską jaskinią, wydawało mi się, że co chwila staje się mniejsza.
Gdy wreszcie dotarliśmy do ogromnego wyżłobienia zobaczyłam, że nie widzę dna ani góry. Było w sumie pusto, ciemno i wilgotno.
- I co teraz? - zapytałam lekko zdezorientowana.
- Musisz wlecieć na środek i zapytać... w myślach - Giza spojrzała na mnie - Potem dostaniesz odpowiedź...
- Ale ja... - spojrzałam na swoje skrzydła - nie dam rady...
- Czemu? - zdziwił się Angani.
- Bo mam pióra... wilgoć działa na mnie tak jak woda... stają się ciężkie i nie zdolne do lotu...

---------------------------------------------------------------------
Koniec ^^ Miało być wczoraj... ale zasnęłam przed laptopem :P no cóż... dziś jest i będzie jeszcze jeden rozdział ^^ Wreszcie mam wenę xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz