Mlafi uśmiechnął się szeroko. Ja starałam się o szczery uśmiech, nie wiem czy mi wyszło.
- Zaczekaj tu. Muszę powiedzieć mamie, że wychodzę.
- A przypadkiem już o tym nie wie?
Spojrzałam na słońce. Wyliczyłam, że nie ma jeszcze trzynastej co oznaczało, że mama niedługo powinna się obudzić.
- Nie, zazwyczaj śpi do około trzynastej, jeszcze jej nie ma. - uśmiechnęłam się. - Poczekaj.
Nie czekając na odpowiedź wyszłam z komory. Stanęłam w głównym korytarzu i napotkałam problem. Były dwa przejścia z czego w jednym dojrzałam jeszcze kolejne dwa. Westchnęłam i weszłam w korytarz z dwoma przejściami. Oba były puste więc się wróciłam. Drugi korytarz okazał się dość kręty i głęboki. W zasadzie zdawało mi się też, że schodzę w dół. Kiedy doszłam do końca ujrzałam matkę śpiąc przy resztkach ognia, które wczoraj zapewne se zorganizowała.
Powoli i cicho podeszłam do niej. Poczułam się jak za młodu kiedy wracałam z lekcji latania z ojcem.
Wpełzłam pod jej łapę i trącałam ją lekko nosem. Po jakiejś chwili otworzyła niemrawo oczy. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i przytuliła.
- Mamusiu... - odezwałam się słodkim dziecięcym głosikiem.
- Tak córeczko? - mówiła zaspana. Jeszcze nie była jej pora aby wstawać, dobrze to wiedziałam. Wtedy zawsze łatwiej się ją do czegoś namawiało.
- Mogę wyjść?
- Tak... tylko wróć przed zachodem... - ziewnęła i znów położyła się spać.
Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko wyszłam z komory mamy. W zasadzie wpadłam do swojego "pokoju". O mało co nie wpadłam na Mlafi'ego.
- To jak? Idziemy? - zapytałam uśmiechając się.
- Tak tylko... - spojrzał na małe przejście w mojej komorze - błagam wyjdźmy głównym wyjściem.
Zaśmiałam się cicho. Mlafi był ode mnie nie wiele większy, ale jednak był, miał także inną masę. Nie liczę już budowy ciała i na przykład rozpiętości skrzydeł, która mała nie jest.
- Okej, wyjdziemy głównym wyjściem. - mrugnęłam do niego.
Wyszliśmy z mojego "pokoju" i stanęliśmy na krawędzi wyjścia z jaskini. Spojrzałam w dół. Dopiero tera ujrzałam na jakich wysokościach się znajdujemy. Oż zapierało dech w piersiach. Gdy poczułam powiew chłodnego powietrza, rozłożyłam lekko skrzydła i od tak skoczyłam. Leciałam strzałą w dół, skrzydła złożyłam na tułowi, tak aby ściśle do niego przylegały. Po jakiejś odległości powoli zaczęłam rozkładać skrzydła, a gdy znalazłam się około jednej długości krokodyla nad drzewami rozłożyłam je całkowicie i z zawrotną prędkością poleciałam w górę. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać od głośnego krzyknięcia. Nie ze strachu, lecz z wielkiej radości. Po chwili usłyszałam coś podobnego a za sobą zobaczyłam Mlafi'ego. Leciał za mną. Stanęłam aby na niego poczekać.
- To było coś! - uśmiechnął się i wrzasnął radośnie obracając się wokół własnej osi.
- No... to teraz do Ciebie? - zapytałam uśmiechając się.
- Tak.
Poleciał przodem. Leciał szybko a mnie zaskakiwało iż dorównuję jego prędkości. Wczoraj w nocy, byłam zaszokowana tym jaki jest szybki, a dziś szokuje mnie fakt, że jestem niemal tak szybka jak on.
Lecieliśmy zaledwie kilka minut. Chwila i już byliśmy n miejscu.
Wylądowaliśmy przed głównym wejściem na dość długiej półce skalnej.
- Mamo! Tato! Przyprowadziłem koleżankę!
- Znowu?! - usłyszałam dwa głosy które mówiły jednym tonem... tonem poddających się rodziców.
- Tak! - mówił radośnie Mlafi. - Chodź.
Poszedł spokojnym krokiem. Szłam za nim, powoli rozglądałam się po grocie. Zaskoczyły mnie portrety rodzinne. Pierwszy raz takie coś widziałam.
Zaskakujące... nie wiedziałam, że smoki znają się na sztuce... Szłam powoli za nim, dalej się rozglądając.
Doszliśmy do wielkiej komory. Były tam dwa smoki. Jeden smolisto-czarny drugi jasnoniebieski. Już wiedziałam czemu Mlafi jest koloru nocy.
Gdy mnie ujrzeli wyglądali na mocno zdziwionych.
- HII NI - szepnęła jasnoniebieska smoczyca.
- Karibu - skinął mi smolisty smok.
- Habari za asubuhi - również lekko skinęłam
Zaprosili mnie do "stołu". Była cisza. Nie potrafiłam tego znieść. Nie byłam do tego przyzwyczajona.
Spojrzałam na Mlafi'ego który wydawał się nieco zdziwiony.
- Mama, ninaweza kisha kwenda nje na kucheza na Msitu? - zapytał cicho dojadając to co tam jeszcze miał.
- Kama wewe kuja nyuma kabla ya machweo, hakuna tatizo. - odezwał się smolisto-czarny smok
Mlafi tylko się uśmiechnął. Mnie to dziwiło, zapytał matkę a odpowiedział ojciec. Dla mnie było to nie pojęte. jak zauważyłam, u Mlafi'ego panują inne zasady. Jego ojciec wydał mi się dość surowy.
Kiedy wyszliśmy z jaskini Mlafi'ego poczułam ogromną ulgę, nie czułam się u niego komfortowo.
- Wiem, moi rodzice są chłodni. - uśmiechnął się słodko Mlafi.
- Zauważyłam - odetchnęłam z ulgą.
- Chodź, pójdziemy po Moto! - wykrzyknął radośnie i szybko wzbił się w powietrze. Szybko go dogoniłam. Cieszył mnie fakt spotkania z Moto, w zasadzie nawet go polubiłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz