piątek, 20 czerwca 2014

Z innego punktu widzenia

Kiedy udało mi się opanować, kiedy wreszcie łzy przestały płynąć mi z oczu, spojrzałam na smoka.
Uśmiechnął się przyjaźnie. W świetle księżyca wydawał mi się całkiem słodki.
Uśmiechnęłam się niemrawo.
- Nie martw się Msitu. Jutro jest Siku Mpya. Będzie lepiej, zobaczysz. - uśmiechnęła się i przejechał lekko łapą po moim policzku zbierając resztki łez.
- Siku Mpya... - powtórzyłam cicho - Kila asubuhi huleta mengi ya habari, huleta bahati nzuri... - uśmiechnęłam się. - Masz rację... nie powinnam się martwić.
- Cieszy mnie fakt, że ci lepiej... - uśmiech mu trochę zbladł - Czy jutro znowu będziesz dla mnie taka jak przedtem? Czy znów będziesz taka oschła?
Dobrze wiedziałam, że moja odpowiedź jest dla niego ważna... dobrze też wiedziałam, że było by dość dziwnie gdybym nagle zaczęła z nim przyjaźnie rozmawiać.. nie wiedziałam co powiedzieć.
- Ja... nie wiem... - spuściłam łeb.
- Hm... zauważyłem, że zaprzyjaźniłaś się z Gizą i Angani'm... kiedyś też byli moimi przyjaciółmi - odwrócił wzrok - Ale przez głupi żart...
- Straciłeś to... - dokończyłam za niego cicho. - Znam tą historię... Angani mi opowiadał. - zamyśliłam się. Coś mi się przypomniało. - A Nyeupe, Mapya i Mlafi? Oni też się od ciebie odwrócili?
Spojrzał na mnie zaskoczony. Pewnie nie domyślał się, że zapamiętałam aż tyle.
- Nyeupe była we mnie zakochana... ale... kilka godzin temu odtrąciłem ją... teraz już nie chce mnie znać... Mapya i Mlafi... cóż... Mapya odwrócił się ode mnie miesiąc temu, kiedy polecieliśmy na Mlima Damu. Góry są okropne... można powiedzieć, że wysysają krew... ale tylko ze smoków ognia... takim był Mapya... dowiedziałem się o tym jak wróciliśmy... jednak on myślał, że wiedziałem cały czas i dlatego mnie odrzucił... a Mlafi? On dalej się ze mną przyjaźni... jedyny...
- Jedyny twój przyjaciel - usłyszałam miły dla uszu głos, tu za Moto. - Cześć piękna. - Obok siebie poczułam czyjś oddech. Gdy się odwróciłam zobaczyłam ciemno niebieskiego smoka.  - Jestem Mlafi. - Uśmiechnął się przyjacielsko.
Zaśmiałam się cicho. Sama sobie się dziwię, bo ponieważ smoczy znam od dziś, to szokują mnie niektóre nazwy... Giza czyli Ciemna, Angani czyli Szybki, Moto czyli Ogień... Msitu... Las? zastanawiające... a on? Mlafi czyli Żarłok... zabawne imię.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał przekrzywiając łeb. Po chwili wyglądał tak, jakby go olśniło. - Chodzi o moje imię? Wiem, zabawne jest... ale co poradzę? Ponoć jak byłem malutki to byłem żarłoczny, więc mnie tak nazwano. - uśmiechnął się miło.
Czy on próbuje mi się przypodobać? pomyślałam, ale i tak odwzajemniłam uśmiech. Stwierdziłam, że skoro i tak nie wiem ile mam jeszcze czasu, to warto go wykorzystać na nowe znajomości. Czas zacząć żyć chwilą. przemknęło mi przez myśl.
- Wybacz, że się śmieje. Z resztą twoje imię ma przynajmniej sens... a moje? Msitu - zmarszczyłam nos. - Las? Co to ma do mnie? Lsu chyba nie przypominam.
Moto i Mlafi uśmiechnęli się do mnie. Zrozumieli co mam na myśli.
- Mlafi! - zagrzmiał gardłowy głos z pobliskiej jaskini.
- Już idę tato! - wrzasnął śpiewnie Mlafi. Jego głos był bardzo przyjemny. Stwierdziłam, że mógłby gadać do mnie byle co, totalnie bez sensu, a ja i tak bym słuchała, tylko po to, aby słyszeć ten głos. - Ja muszę iść. - uśmiechnął się. - Może jutro się spotkamy.
- Może - uśmiechnęłam się.
Odleciał. Zostałam sama z Moto. Smok przyglądał mi się chwilę.
- Może... odprowadzić cię? Jest już późno... - stwierdził spoglądając na księżyc.
- W zasadzie czemu by nie...
Lecieliśmy w ciszy. Starałam się poukładać w głowie odpowiedź na pytanie mamy, które jak sądziłam zada jak tylko Moto odleci. Gdy nie udało mi się nic wymyślić stwierdziłam, że powiem to co na prawdę się zdarzyło. Bo w zasadzie po co mam kłamać? I tak się zorientuje, zawsze wie kiedy kłamię...
Gdy dolecieliśmy do mojej jaskini miałam wielką ochotę odwrócić się i jak najszybciej polecieć gdzieś... na kraniec Ya Bluu Makali. Byle dalej od jaskini...
Wylądowałam razem z Moto na wejściu jaskini.
- Musimy się pożegnać. - powiedziałam dość smutno.
- No niestety. - przyznał niechętnie.
Przytulił mnie i szepnął: Nzuriusiku Msitu. Po czym odleciał. Spoglądałam jeszcze chwilę jak niknie w ciemnościach. Niechętnie weszłam głębiej do jaskini. Mam nie spała. Spoglądała na wejście do jaskini. Nie wiem czy to tylko mi się wydaje czy moja mam jest zaskoczona? pomyślałam.
- Mamo? - zapytałam cicho i niepewnie.
- Ty... Moto... - spoglądała na mnie zaskoczona. Jej wyraz zaskoczenia powoli zastępowała ulga i radość. - Cieszę się, że jesteś cała... - przytuliłam mnie tak mocno, że na chwilę zabrakło mi powietrza.
- Też się cieszę, że cię widzę. - wydusiłam z siebie z wielkim trudem.
Wypuściła mnie i obejrzała dokładnie. Poczułam się tak jak wtedy kiedy wróciłam z swojej pierwszej nauki lotu. Innymi słowy... dziwnie. Od tamtego czasu dużo się zdarzyło, a moja mama ani trochę się nie zmieniła. Nie wiem czy mam to uznawać za szczęście czy porażkę...
- Nigdy więcej mi tak nie rób. - pogroziła mi żartobliwie palcem.
- Postaram się. Tylko nigdy więcej mi nie mów, że nie wiem ile mam czasu... - również odparłam żartem, choć w głębi poczułam jak coś mnie kłuje.
- Co łączy ciebie i Moto? - wyraźnie ją to interesowało, zapewne widziała scenę przed wlotem jaskini.
- Nic. To tylko mój przyjaciel... choć on chyba chce czegoś więcej...
- Wież... nie to, żebym chciała ci wybierać znajomych, ale sądzę, że Moto nie jest najlepszym materiałem na przyjaciela. - stwierdziła. Mówiąc to była bardzo rzeczowa.
- Coś z nim nie tak? - mówiłam tonem smoczycy, której rodzice zabraniają się potykać z chłopakiem, aż sama w duchu się z siebie śmiałam.
- Buluu mówi, że nieźle nawiwijał jak był mały.
- To było kiedyś. - uśmiechnęłam się. - Teraz jest inny. Pocieszył mnie, gdy było mi źle. To dzięki niemu wróciłam do domu.
- W takim razie zmieniam zdanie. - uśmiechnęła się. - A teraz chodź już spać.
Zaprowadziła mnie do oddzielnej komory. Mam swój własny "pokój"! Wrzasnęłam w myślach uradowana. Leże ze skóry jaka od razu przypadło mi do gustu. Oprócz tego trochę owczej wełny i nieco wilczej skóry. Wspaniale. Komora jaskini była dużo. Nie dość tego miałam coś co przypominało okno. Mogłam swobodnie wyjrzeć i zobaczyć dolinę.
Mama zostawiła mnie samą. Dojrzałam coś na końcu komory, czego wcześniej nie widziałam. szczelina tak jak w jaskini Swaila. Uśmiechnęłam się pod nosem. Moje własne wyjście. pomyślałam.
Położyłam się na leżu i zamknęłam oczy odpływając w dość błogi sen.

--------------------------------------------------------------------------------------------------
Pisałam to kilka godzin -.- oczy mnie już tak bolą, że nie mogę... jutro znów postaram się coś napisać... a jak nie jutro... cóż... w przyszłym tygodniu na pewno coś się pojawi. obiecuję ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz